Autobiografia
Li Cunxina to książka, której nie sposób wyrzucić ze świadomości. Tym bardziej
nie jest lekturą jednokrotnego odczytu. Jest swoistym magnesem, który przyciąga
do siebie w trudnych momentach życia, kiedy wydaje się nam, że nie dysponujemy
wystarczającą energią, by osiągnąć wytyczony cel, by dokonać czegoś ambitnego.
W niej jest ta siła, która motywuje do czynów wzniosłych i wydawałoby się — z
góry skazanych na porażkę. Życie Cunxina ukazuje jak znaczącą rolę w odniesieniu
sukcesu odgrywa ludzka psychika.
Gdybym musiała naprędce zobrazować
kilkoma frazami tę książkę, to na pewno powiedziałabym: bezgraniczna miłość
syna do matki; frustrująca tęsknota za domem; pragnienie wolności; zniewolenie
w totalitarnym ustroju Chin; walka z własnymi słabościami; dążenie do
perfekcji; łut szczęścia punktem zwrotnym w życiu człowieka ewidentnie skazanego
na anonimowość.
Cunxin urodził się jako szóste z
siedmiorga dzieci Państwa Li. Rodzina żyła w nędznych warunkach. Głód, brud i wszy
— to ich zatrważająca codzienność. Tancerz wspomina posiłki w domu, kiedy jedli
wyłącznie pochrzyny: suszone, gotowane na parze lub w wodzie. Rodzina mimo iż
nie znosiła tej potrawy, zdawała sobie sprawę, że to właśnie ona uratowała ją
od śmierci głodowej. Tego szczęścia nie miało 30 milionów Chińczyków. Na
drugiej szali tych wspomnień jest też wzruszające świadectwo siły miłości,
która nie pozwoliła wepchnąć ich w degrengoladę. Li Cunxin opowiada tak
wnikliwie o swoim dzieciństwie, iż jawi się nam tym samym przekrój przez
chińską tradycję, mamy różnorodność zwyczajów i obrzędów.
Uderzająca jest rzeczywistość szkolna,
w której przyszło się chłopcu rozwijać. Program nauczania totalnie
przesiąknięty doktryną komunistyczną i nakazujący wręcz uważać Mao Zedonga za
obiekt kultu. To dlatego każda lekcja rozpoczyna się laudacją na cześć tegoż
,,wybawcy" Chin. Indoktrynacja sukcesywnie postępuje, chłopca ogarnia
coraz większy marazm, aż nieoczekiwanie w jego klasie pojawiają się rekruterzy
poszukujący dzieci do Szkoły Baletowej Madame Mao. W przypadku Cunxina
zadecydował przypadek, ponieważ na początku w ogóle nie zwrócono na niego
uwagi.
Dostanie się do prestiżowej szkoły w
Pekinie to dla Cunxina rozłąka z rodziną, to mordercze treningi, zwątpienie, to
pierwsze przyjaźnie, to pierwsza fascynacja rosyjskim baletem, to nauczyciel-mistrz,
który będzie dla niego niczym ojciec. Bohater jest świadkiem zsyłek nauczycieli, którzy
mieli inną wizję świata aniżeli ideologia komunistyczna. Uczniowie działają w
komunistycznych młodzieżowych organizacjach i coraz mniej czasu jest na naukę
baletu, a coraz więcej na zebrania i odczyty samokrytyk, jakie musieli pisać,
gdy sprzeniewierzyli się ideałom cesarza Mao. Żona Mao przeorganizowuje
tradycyjną operę pekińską i balet w operę rewolucyjną, która ma wspierać
propagandę komunistyczną męża. Artyzm tej sztuki ginie, a uczniowie tańczą na
scenie w mundurach i z bronią w ręku.
Kiedy bohater przyjedzie do Stanów
Zjednoczonych na 3-miesięczny kurs tańca do szkoły wybitnego choreografa Bena Stevensona, przeżyje szok kulturowy. Skonfrontuje
swoją wiedzę, którą zaczerpnął z chińskich podręczników, iż kapitalistyczny Zachód to świat
śmierci i głodu, i postanowi, że... do Chin już nie wróci. Czy mu się to uda?
Na pewno będzie walczył...
Po
przeczytaniu książki nasunęła mi się na myśl łacińska sentencja: Per aspera ad astra, bo jednak trzeba
przyznać, że ów baletmistrz ,,sięgnął gwiazd".
1 komentarze :
To naprawdę wspaniała powieść.
Podpisuję się pod Pani recenzją i dodaję jej adres
do pochwały i na moim blogu
http://uelizki.blogspot.com/2016/01/wysuchane-i-przeczytane-czyli-ciekawe.html
Serdecznie pozdrawiam i cieszę się,że pozwala Pani na rozpowszechnianie,a nawet kopiowanie.Internet to cudowne wspólne nasze dobro i na całe szczęście są w nim także życzliwi ludzie,jak na przykład Iwona Muszyńska.
Z poważaniem
elizka seniorka
Prześlij komentarz