Doktor Styks jest powieścią, którą trudno zakwalifikować do konkretnego
gatunku. Jest to zarówno thriller historyczny, jak i kryminał retro z
elementami science fiction. Mistrzowsko uknuta intryga oraz akcja tocząca się
aż na trzech poziomach to — wydaje mi się — wystarczająca rekomendacja, by
sięgnąć po tę książkę.
Na początku powieści wchodzimy w świat słuchowiska radiowego pt. Komisarz Radwan, którego autorem jest Piotr Abramczyk — redaktor, pisarz i publicysta, wieloletni pracownik radia. Akcja tego serialu rozgrywa się w międzywojennej Warszawie, a tematem jest śledztwo w sprawie makabrycznych zabójstw młodych kobiet i mężczyzn. Policja ustala, że przed śmiercią ofiary poddane były wynaturzonym praktykom seksualnym. Co dziwniejsze — żadnego z ciał nie udało się zidentyfikować, nie figurują na liście zaginionych. Sprawie zostaje nadany kryptonim ,,Doktor Styks”. Skąd pomysł na taką nazwę? Otóż niezaprzeczalnie w procederze tym musi uczestniczyć ktoś, kto ma doświadczenie chirurgiczne, ponieważ ofiary miały ślady precyzyjnych cięć na skórze. Styks to w mitologii greckiej rzeka oddzielająca świat żywych od umarłych, a — jak ukazuje scenariusz tego serialu radiowego — wszystkie ofiary odnaleziono w wodzie. Kolejne odcinki przynoszą zaskakujący rozwój akcji. ,,Doktor Styks" to nie tylko kryptonim sprawy, a pseudonim mężczyzny, który swobodnie funkcjonuje w podziemiu przestępczym — człowiek bez twarzy, nazwiska i przeszłości. Jest czymś na kształt Tajemniczego Cienia. Kiedy okazuje się, że komisarz Radwan jest na tropie seryjnego mordercy (morderców?), autor tego słuchowiska, Piotr Abramczyk, nieoczekiwanie umiera. Oficjalną przyczyną jest samobójstwo — według śledczych pisarz wyskoczył z okna. Sąsiedzi relacjonują jednak, że słyszeli krzyki Abramczyka tuż przed śmiercią, więc mogło to być równie dobrze zabójstwo. Tylko jeśli tak było, to jakim cudem sprawca mógł opuścić mieszkanie, zamykając jednocześnie drzwi od wewnątrz? Nikt nie wie też, co się stało z psem redaktora.
Szefostwo radia powierza misję kontynuowania
dzieła Abramczyka jego podopiecznemu i zarazem przyjacielowi — Gwidonowi
Michałowiczowi. Jak dotąd powstało ponad dwadzieścia odcinków, a z tego co
wiadomo Gwidonowi, redaktor zawsze miał w zanadrzu kilka odcinków, więc, jak
sądzi, nie musi się spieszyć z pisaniem. Jakież jest zdziwienie młodego
następcy, kiedy okazuje się, iż nie zachowały się żadne scenariusze, które
można wykorzystać. W mieszkaniu Abramczyka ewidentnie ktoś zniszczył zachowane
rękopisy. Gwidon zauważa też, że ktoś wyrwał kartkę z maszynopisu pisarza. Po
pobieżnym przejrzeniu mieszkania, mężczyzna natrafia na dziwny wiersz swojego
mentora. Pamięta przecież, że poezją nie parał się od wielu lat:
Orfeusz w piekła czeluście pomyka,noc idzie za nim, przed nim jak aksamit.Mrok lepki, gęsty,ni słońca promykai tylko rozpacz kieruje krokami,Eurydyko! Wszak jesteś straconaZgon twój dokonanabsolutnie pewienBo tylko sztuka nigdy nie skończonaistnienie — mgnienie.Jutro będzie? Nie wiem...E.
Od tego momentu
wszystko staje się już jasne. Jego przyjaciel został zamordowany. Gwidon na
własną rękę próbuje dowiedzieć się czegoś o motywie i sprawcy. Tymczasem trzeba
pracować nad scenariuszem. Najważniejsze, by nie zejść poniżej poziomu, jaki narzucił
Abramczyk. Widzowie nie mogą zauważyć różnicy. Z pomocą przychodzi mu piękna
techniczka radiowa — Agnieszka, która na pierwszy rzut oka wydaje się być jakby
nie z tej epoki. Kobieta była kochanką pisarza, więc Gwidon ma nadzieję, że
podpowie mu jak miała rozwijać się akcja słuchowiska. Dziewczyna nie pamięta
nic ze swojego dzieciństwa, ani niczego sprzed dnia, w którym poznała
Abramczyka! Te wszystkie niejasności zaczynają przytłaczać Michałowicza.
Niebawem mężczyzna dowiaduje się ze starych dokumentów i gazet, że w
przeszłości rzeczywiście miały miejsce podobne przypadki zgonów, o których
pisał Abramczyk. Wówczas sprawą zajmował się komisarz Makowski. W miesiącach
poprzedzających II wojnę światową zaczęły ginąć dzieci, Makowski natrafił na
polityczny trop w tej sprawie. Zauważył, że zawsze tam, gdzie przebywa pewien
niemiecki dyplomata, następują porwania dzieci. W to wszystko zamieszany był nie
kto inny jak Styks!
Im bardziej Michałowicz
zbliża się do odkrycia prawdy, zaczynają się wokół niego dziać osobliwe rzeczy.
W płaszczu Gwidon znajduje papierośnicę należącą do bohatera słuchowiska, który
zginął w 13 odcinku, nagle dostrzega też wizytówkę, której treść prezentuje się
następująco:
Dr Rafał Styksul. Wielka 11 Warszawa.
Jego wuj na jej
widok nie potrafi ukryć przerażenia. Przed wojną jego ukochana poszła pod ten
adres i już nie wróciła.
Tymczasem do
świata realnego zaczynają przedostawać się bohaterowie z Komisarza Radwana. Usilnie próbują uniemożliwić Gwidonowi pracę nad
programem radiowym. Pewnego dnia znika Agnieszka, o której pracownicy radia nic
nie wiedzą, a do Gwidona dzwoni sam Dr Styks! Czyżby Michałowicza czekał taki
sam los jak Abramczyka?
Wydaje się, że
najprostszych rozwiązaniem byłoby unicestwienie Styksa poprzez dopisanie odpowiedniego zakończenia w
scenariuszu i będzie po sprawie, tylko że nie jest to takie proste z uwagi na
wymóg poprawności politycznej w środkach masowego przekazu w czasach PRL.
Gwidon, by unicestwić Styksa, musiałby podać w słuchowisku informacje, które w
żaden sposób nie przeszłyby przez cenzurę. Może jednak wpadnie na inny pomysł?
Kto wie?:)