Joanna Siedlecka ,,Czarny ptasior"

          
    Tytuł książki Czarny ptasior ewidentnie koresponduje z Malowanym ptakiem Jerzego Kosińskiego. Autorka we wstępie informuje, że nie interesuje jej dokumentowanie życia pisarza za oceanem, wyliczanie jego sukcesów i potwierdzanie zawrotnej kariery, ponieważ byłoby to przedsięwzięcie wtórne. Jej celem było wydobyć na jaw to, co swego czasu pisarz skrzętnie ukrywał przed światem. 

   Malowany ptak był odbierany jako autobiograficzna powieść i świadectwo Zagłady Żydów. Mimo że Kosiński zaznaczał, że przedstawia wydarzenia dziejące się w jakiejś nieokreślonej mitycznej krainie, to przecież w pierwszych wydaniach pojawiało się konkretne miejsce — Polska centralna. Kosiński utwierdzał w przekonaniu, że odseparowany od rodziców (oddali go podobno do znajomej na przechowanie, po latach odnaleźli go w domu dziecka) błąkał się w czasie II wojny światowej od wsi do wsi, będąc ciągle podejrzewanym o żydostwo bądź uznawanym za Cygana. Przez cały ten czas — jak mówił — był świadkiem bestialstwa Polaków i wynaturzeń seksualnych. Podobno kiedy był ministrantem przewrócił się przed ołtarzem i spadł mu mszał, który miał dać księdzu. Ta niezdarność miała doprowadzić do tego, iż mieszkańcy wsi wrzucili go do kloaki i chłopiec w wyniku traumy stracił mowę na kilka lat. Książka jest pierwszym w literaturze oskarżeniem Polaków o współudział w Holocauście. Jest to o tyle bolesne, że książka funkcjonuje w amerykańskich szkołach wyższych jako główne źródło wiedzy na ten temat.

    Stanisław Lem po 3 latach od światowej premiery Malowanego ptaka nazwał książkę falsyfikatem, która z  dennego poziomu trafiła na szczyt. Według niego za takie awanse ponosi odpowiedzialność literaturoznawstwo, które zrzuca zasłonę milczenia na piśmiennictwo reprezentujące poziom trzeciorzędności. Lem wskazuje, że Kosiński zaprezentował w niej psychopatologię seksualną z uwzględnieniem sadomasochizmu. Nie godzi się kategorycznie na takie pasożytowanie seksualne na epoce ludobójstwa, które nazywa obrzydlistwem.

    Siedlecka udowadnia, że żydowska rodzina Lewinkopfów-Kosińskich  przetrwała okupację właśnie dzięki Polakom ze wsi Dąbrowa Rzeczycka. Cały czas byli razem i wiedli raczej spokojny oraz w miarę dostatni żywot. Ojciec Kosińskiego był bardzo zaradny i dbał o to, by niczego im nie brakowało. Nic z traumatycznych wydarzeń i okropności, które miały miejsce w jego książce nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości.

     Jest za to wstyd i wielki ból mieszkańców Dąbrowy, którzy zostali wymienieni przez pisarza w książce z nazwiska i oszkalowani przez niego. Nie rozumieją jak można za tyle okazanej przez nich dobroci i szlachetności odpłacić takimi kalumniami. Ryzykowali życiem swoim i swoich rodzin, by ukrywać rodzinę Kosińskich, a wiadomo, że gdyby ten fakt się wydał, spłonęłaby cała wieś. Mają żal, że kiedy pisarz przyjechał do Polski w 1989 roku, okazał im tyle chłodu, nie zaprosił nawet na kolację w ramach wdzięczności za schronienie. Wiedzą, że Malowany ptak wpisuje się w polityczną poprawność i on jako ocalony Żyd mógł więcej. W Ameryce chciał robić karierę, a spisując spokojne dzieciństwo, nie zachwyciłby wydawców.  

    Po raz wtóry spotykam się też w kontekście Kosińskiego z zarzutem korzystania z usług ghostwriterów. Reportażystka przypomina poza tym,  że jego książka Wystarczy być to plagiat Kariery Nikodema Dyzmy. Być może cały jego życiorys oparty na kłamstwie i domniemane szantaże ze strony wynajętych pisarzy doprowadziły w ostateczności do jego samobójstwa. Mieszkańcy Dąbrowy Rzeczyckiej — mimo wszystko — modlą się za niego. 

     Polecam tę książkę. Autorka ma niezwykle ciekawy styl pisania.


Marcin Wolski ,,Drugie życie"

        
      Przyszedł czas na Marcina Wolskiego — mojego ulubieńca:) (m.in. pisarza, poetę, satyryka). Jest to artysta bardzo płodny. Wydaje rocznie 4 książki, nie mówiąc o innych utworach. Nie zdążę przeczytać jednej, a już na stronie internetowej księgarni pojawia się kolejna jego nowość. Twórca jest pasjonatem historii, jest też miłośnikiem science fiction (teorii podróżowania w czasie, historii alternatywnych), sensacji, kryminału, interesuje się metafizyką, przepowiedniami, spiskową teorią dziejów, nowinkami technicznymi, polityką, doskonale rozumie zagrożenia współczesnego świata. To wszystko znajduje oddźwięk w jego książkach i jeśli dodamy do tego dużą dawkę humoru i nieszablonowe relacje damsko-męskie, to mamy cechy wyróżniające prozę Marcina Wolskiego. 


     Drugie życie to powieść dużo lżejsza niż reszta jego książek. Oto poznajemy dobiegającego kresu swego życia Antoniego Jurkowskiego, który leży w szpitalu po niedawno przebytym udarze. Jest człowiekiem, którego śmiało można nazwać pechowcem. Jego dzieciństwo i młodość nie były udane. Nie zrealizował swoich planów o dalekich, egzotycznych podróżach, nie udało mu się też ukończyć wymarzonych studiów geograficznych. Jego życie to pasmo zawodów miłosnych, nieudanych relacji rodzinnych i dramatycznych przeżyć. Żona go opuściła i wyjechała do Włoch. Kiedy był w zarządzie NSZZ Solidarność, łódzkie związki zawodowe niesłusznie obwiniły go o donosicielstwo. Pracował wiele lat jako księgowy, a przez ostatni czas utrzymywał się jedynie z zasiłku. Jedyna rzecz jaką pozostawi po sobie w razie śmierci to zadłużone mieszkanie. W wieku 69 lat Jurkowski może być tylko nieszczęśliwy, zgorzkniały i samotny.

      Nieoczekiwanie w szpitalu pojawia się prawnik z kancelarii adwokackiej w Los Angeles. Okazuje się, że mąż ciotki Jurkowskiego opatentował mechanizm, który stał się elementem rakiet. 2 miliardy dolarów za ten wynalazek przysługują wedle prawa spadkowego Antoniemu! Bohater postanawia uciec ze szpitala, ponieważ zaczyna obawiać się zagrożenia, zatrudnia też zaprzyjaźnioną pielęgniarkę do opieki nad nim. O nagłym wzbogaceniu się Jurkowskiego dowiaduje się jego żona (nie mieli rozwodu) przebywająca na Sycylii. Jako pełnoprawna żona uważa, że ma prawo do połowy majątku i żeby stać się jego właścicielką wynajmuje mafię, która ma zabić męża. Pojawiają się też wrogowie Jurkowskiego jeszcze z czasów młodości, dla których zemsta na nim jest priorytetem. 

       Dopadnięcie Antoniego będzie sprawą niezwykle skomplikowaną, ponieważ  po 6 miesiącach jest ... zupełnie nie do poznania. Swego czasu nie pomogła mu troskliwa opieka pielęgniarki. Nadal nie widział sensu życia, nie miał nadziei i woli walki. Wówczas po raz drugi przyleciał do niego prawnik wraz z tajemniczym lekarzem, który zaproponował mu przywrócenie młodości, zdrowia i wigoru. Mówi o terapii odmładzającej, której go podda na statku na wodach międzynarodowych i, że po kilku miesiącach będzie miał to, czego zawsze pragnął — przeżyć swoje życie jeszcze raz, bez marnowania nadarzających się okazji i zrealizowania swoich wszystkich marzeń. Lekarz wdroży pionierskie techniki nanotechnologiczne, polegające na czyszczenia organizmu od wewnątrz, stymulacji tkanek. Nanoprocesory będą usuwać mankamenty słabego organizmu, a w konsekwencji przestawią zegar biologiczny. Po 6 miesiącach Jurkowski budzi się o 50 lat młodszy i niczym nie skrępowany czerpie z życia, nie zdając sobie sprawy, że na jego tropie są zabójcy.

    Czy zabieg odmłodzenia rzeczywiście się udał? Kim jest haker mafii, który wydaje się pomagać Jurkowskiemu? Czy bohater znajdzie miłość, której w ,,poprzednim życiu" nie doświadczył? Czy uda mu się odnieść zwycięstwo w starciu z przestępcami i w pełni cieszyć się majątkiem? Tego wszystkiego dowiedzieć się można w jeden długi wieczór...


Zbigniew Herbert/Czesław Miłosz ,,Korespondencja"

    
    Wieloletnia przyjaźń Herberta i Miłosza pozostawiła istotny ślad w korespondencji tych dwóch najwybitniejszych pisarzy polskich. Kwerendy archiwalnej i zestawienia korespondencji dokonał Maciej Tabor. Publikacja składa się z 79 listów i pocztówek z lat 1958–1990. Ponadto zamieszczono również aneks, w którym wydrukowano wypowiedzi Herberta o Miłoszu i Miłosza o Herbercie: wydane wcześniej w książkach oraz periodykach, ale także w formie ręcznie napisanych wzmianek tudzież maszynopisów. W załączniku tym jest również wywiad z Katarzyną Herbert  i Markiem Skwarnickim.  Oprócz tego umieszczono wiersze pisarzy, które postanowili sobie zadedykować. Natomiast dodatkową gratką dla wielbicieli geniuszu twórców są m.in. ich wspólne fotografie.

         Z książki dowiedzieć się można jak pisarze postrzegają Rosję, co sądzą o literaturze science-fiction, kim jest dla nich Gombrowicz, jak jawią im się zachodnie elity. Czytelnikowi będzie dane przeczytać o ich sporach na temat literatury. Ale i będą też tematy zupełnie przyziemne i literaci ukażą nam się jako ludzie, którzy mają takie same słabości jak zwyczajni ludzie.
         Już na pierwszy rzut oka uwidacznia się z treści listów głęboka zażyłość pisarzy, na co wskazują ich serdeczne słowa na swój temat i zapewnienia o wzajemnym rozmyślaniu. Herbert jest wielbicielem Miłosza: w kilku listach pisze, iż widzi Miłosza jako swojego mistrza, nauczyciela. Siebie ustawia zaś w roli tępego ucznia, któremu jeszcze wiele do znakomitości brakuje.
         Kwestie poruszane w listach obejmują m.in.: poglądy i opinie tych dwóch przyjaciół na swoje ówczesne pisarstwo; spojrzenie na sposób istnienia jednostki w świecie Zachodu (Herbert — Mnie także denerwuje syty pragmatyzm Zachodu. Staram się znaleźć  jakąś prywatną ścieżkę w tym plątawisku. [...] Francuzi zburzą katedrę dla autostrady.);tematy bolesne dotykające każdego człowieka, jak np. śmierć ojca (Herbert — Obdarzono mnie możliwością oglądania dzieł sztuki i krajobrazów wykluczając jednocześnie z ludzkiej potrzeby przeżycia naocznie i dotykalnie śmierci bliskiego człowieka. Czuję się podle.); refleksje na temat Polski i Polaków; są też na papier przelewane chwile przygnębienia (Herbert — Jak widzisz — mimo iż zarzucasz mi pięknoduchostwo — zawsze byłem bliżej cebuli niż marmurów).
         W latach osiemdziesiątych pojawiają się pierwsze rysy na przyjaźni pisarzy. Wpływ na to mają wyostrzające się różnice światopoglądowe. Kulminacją ich coraz bardziej napiętych relacji staje się udzielony przez Herberta wywiad w 1994 roku, kiedy to mówi, iż Miłosz był komunistycznym wysłannikiem w placówce dyplomatycznej. Padają też słowa o jego konformizmie i kłamstwach oraz wyrzeczeniu się patriotyzmu i ojczyzny. Zarzucił mu brak poczucia tożsamości, który stał się siłą napędową jego pisarstwa.  Przypomniał jak Miłosz w obecności Herberta mówił Amerykanom, iż Polska musi być przyłączona do Związku Radzieckiego. Mówi też, że Miłosz ulega wszechmocnej lewicy. Wówczas rozpętała się burza w mediach, która w konsekwencji była dla ich relacji gwoździem do trumny. Dopiero przed śmiercią Herberta pisarze w rozmowie telefonicznej pojednali się i zapomnieli o wzajemnych urazach.
         Łączyła ich prawdziwa i metafizyczna wręcz przyjaźń. Jednak tak jak stwierdził Herbert: 
Życie składa się — niestety — z rozdziałów. Mało jest takich ludzi, którzy przeżyli z nami od dzieciństwa do trumny w taki sposób, aby można było powiedzieć: ,,Nie zdradzili mnie, ani naszych młodzieńczych ideałów."

Vicky Myron, Bret Witter ,,Dziewięć wcieleń kota Deweya"



      Książka jest kontynuacją przeboju wydawniczego — Dewey. Wielki kot w małym mieście. Vicky Myron jest bibliotekarką w małej miejscowości Spencer w stanie Iowa. Swój zawód zawsze traktowała jako misję: biblioteka miała być nie tylko składnicą książek, ale miejscem spotkań lokalnej społeczności, miejscem, w którym ludzie zacieśnią swoje relacje. Kobieta zrobiła wiele, by ten cel osiągnąć: z pomocą mieszkańców stylowo urządziła wnętrza biblioteki. Jedno jest pewne — stworzyła własne miejsce na ziemi. Pewnego dnia w skrzynce na książki do zwrotu znalazła przemarzniętego kota. Odratowała go,  a ten odwdzięczył się za okazane dobro wielkim przywiązaniem i miłością. Dewey idealnie wkomponował się w przestrzeń biblioteki i błyskawicznie stał się dla odwiedzających księgozbiór obiektem zachwytów. W społeczności pogrążonej kryzysem ekonomicznym obudził głęboko skrywane ciepło i miłość.  Wyglądało na to, że stagnacja stopniowo przemijała. Zjawiskowy kot stał się tak popularny, że pisano o nim w prasie i robiono o nim materiały do wiadomości telewizyjnych. Do biblioteki zaczęli przyjeżdżać ludzie z innych stanów tylko po to, by zobaczyć Deweya - kota, który potrafił dodać ludziom siły, by zmienili swoje życie, by otrząsnęli się z trapiących ich zmartwień. O tym wszystkim przypomina autorka w prologu drugiej książki.
         Dziewięć wcieleń kota Deweya to historie o równie niezwykłych kotach, które były dla swoich właścicieli swoistym ratunkiem, często ukojeniem. Większość z nich to koty, które teoretycznie nie miały szans na przeżycie (poturbowany przez sowę, prawie utopiony, ciężko chory), a jednak pojawiły się nieoczekiwanie w życiu człowieka w najtrudniejszym momencie życia, w skostniałej egzystencji, w  martwym punkcie. Pisarka opowie w jaki sposób ,,spadkobiercy Deweya" odmienią los m.in. weterana wojny w Wietnamie, który jest bliski samobójstwa; nieśmiałej dziewczyny, której doskwiera samotność; samotnej matki, która musi walczyć o każdy dzień dla siebie i dzieci; kobiety cierpiącej z powodu bezpłodności.
         Na książkę składa się dziewięć relacji. Trzy historie dotyczą Deweya, ale są opowiedziane z perspektywy mieszkańców Spencer. Autorka tłumaczy, że nie zamieściła ich w pierwszej książce, ponieważ wtedy jeszcze o nich nie wiedziała.  Natomiast kolejne sześć to relacje czytelników na temat własnych kotów, które przeobraziły ich życie. Vicky Myron wybrała akurat te opowiadania, ponieważ łączy je jedno — miłość. Historie te ukazują jak wielkimi przyjaciółmi człowieka mogą okazać się koty. Mimo że nie miałam nigdy styczności z kotami, zaskoczyło mnie to, że kot może być wiernym towarzyszem człowieka, że może wspierać człowieka w ciężkiej chorobie, że może swoim zachowaniem okazać dozgonną wdzięczność za uratowanie życia.
         Pisarka mówi, że dzięki głębokiej więzi z Deweyem zrozumiała, że: anioły przychodzą do nas pod różnymi postaciami. Miłość może nadejść z najmniej oczekiwanej strony. Jedno wyjątkowe zwierzę może odmienić człowiekowi życie. Może odmienić życie całego miasteczka. W pewnym sensie może odmienić świat. 

Artur Domosławski ,,Kapuściński non-fiction"



       Artur Domosławski — mimo że był przyjacielem Ryszarda Kapuścińskiego — nie tworzy hagiografii reportażysty, a przecież tak byłoby najłatwiej, byłaby to linia najmniejszego oporu. Dlaczego? Nie wymaga żadnego wysiłku od biografa zestawienie wszystkich sukcesów i dołączenie do publikacji dostępnych wszędzie laudacji na cześć opisywanej postaci. Tylko jaką to ma wartość, oprócz tego, że biografia potwierdzi powierzchowną, utrwaloną w świadomości powszechnej wiedzę czytelników o konkretnej osobie? Naprawdę oczekujemy tylko kryształowych życiorysów? Ludzie na ogół wolą wierzyć w wyidealizowane obrazy niż dopuścić do świadomości, że bohater narodowy, uznany artysta, ceniony polityk czy światowej sławy reportażysta to człowiek, który poddany był w swoim życiu wielu próbom i nie zawsze wyszedł z nich zwycięsko. O ile nie dziwi bunt wielbicieli reportażysty, o tyle zaskakuje bunt dziennikarzy, pracowników naukowych, krytyków literackich, bo im powinno zależeć na rzeczowej publikacji. Książka ganiona jest właśnie za odbrązowienie Kapuścińskiego. 
         Zarzuty pojawiające się na kartach książki dotyczą m.in. stworzenia przez reportażystę mitu ojca, który rzekomo uciekł z wagonu do Katynia. Nie potwierdzono tych zapewnień pisarza. Dowiedziano się jednak, że relacje z ojcem nie były najlepsze. Domosławski w rozmowie z psychologiem dowiaduje się dlaczego Kapuściński tak bardzo potrzebował wyidealizowanego obrazu ojca. Kolejną skazą na życiorysie twórcy Hebanu są jego socrealistyczne wiersze i koniunkturalizm. Są też dowody na to, że na studiach Kapuściński skłonił koleżankę do wygłoszenia samokrytyki, w której dodatkowo miała wyprzeć się swojej wiary. W swoich relacjach z podróży reporterskich wyolbrzymiał zagrożenie jakiego doświadczał. Kreował siebie na brawurowego, nieulękłego i mężnego, podczas gdy opowieści niektórych znajomych dowodzą, że Kapuściński był jedynie tchórzem w masce bohatera. Oprócz tego pojawia się fakt współpracy reportażysty z wywiadem PRL. 
        W książce Domosławskiego czytelnik otrzyma odpowiedzi na wiele nurtujących pytań. Autor skupia się na reportażach Kapuścińskiego. Bada czy są wiernym odtworzeniem rzeczywistości czy może wymieszane są z fikcją? Jeśli reportaż bazuje na materiale autentycznym, to czy dopuszczalne jest w nim retuszowanie rzeczywistości? No i w końcu czym jest reportaż literacki? Kapuściński chciał być uznawany za myśliciela w myśl zasady, że marzeniem dziennikarza jest być pisarzem, a pisarza zostać myślicielem. Dowieść temu miały jego zapiski — Lapidaria. Czy były swoistym efekciarstwem czy rzeczywiście pisarz udowodnił, że może równać się z mędrcami? Zasadne jest także pytanie: Dlaczego Kapuściński nie ma krytyki w Polsce? Biograf wyjaśnia dlaczego o Kapuścińskim mówi się w Polsce tylko w sposób łaskawy albo wcale, a wszelkie próby rzetelnej i obiektywnej oceny jego dorobku są deprecjonowane.
         Ciekawymi wątkami tej publikacji są fascynacje Kapuścińskiego politykami afrykańskimi i latynoamerykańskimi, a także zestawienie i porównanie Kapuścińskiego z najwybitniejszymi. Jest też rozdział poświęcony książkom, których twórca nie zdążył dokończyć. Ponadto autor analizuje jaki był odbiór jego książek w kraju i zagranicą. 
         Mimo wielu skaz na życiu reportażysty intrygująca jest jego niezaspokojona ciekawość świata. To poznawanie, doświadczanie i przeżywanie innego świata było wpisane już na zawsze w jego bytowanie. Jego zafascynowanie Afryką i prawdziwe przecież przeżywanie i mówieniu światu o niedoli jej mieszkańców zasługują na uznanie. Poza tym podziwiać należy determinację, z jaką starał się dorównać o stokroć lepszym kolegom po fachu. Wywodził się z rodziny nauczycielskiej, aczkolwiek nie było w niej zwyczaju rozmawiania o literaturze, polityce, gospodarce czy historii.  Brak orientacji w tych sferach dał o sobie znać nawet podczas swobodnych pogawędek z kolegami z rodzin inteligenckich. Jednakże w ciągu kilku lat Kapuściński nadrobił gigantyczne zaległości, które zawsze mu ciążyły.